Od 8 grudnia 2015 r. do 20 listopada 2016 r. potrwa w Kościele katolickim Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia Bożego.

Zapowiedział to Ojciec Święty Franciszek w trakcie nabożeństwa pokutnego, któremu przewodniczył 13 marca w Bazylice św. Piotra w Watykanie. – Drodzy bracia i siostry, często myślałem o tym, jak Kościół może uczynić jeszcze bardziej oczywistym swe posłannictwo bycia świadkiem miłosierdzia. Jest to droga, która rozpoczyna się od nawrócenia duchowego. I dlatego postanowiłem ogłosić Jubileusz Nadzwyczajny, którego ośrodkiem będzie Miłosierdzie Boże. Będzie to Rok Święty Miłosierdzia. Chcemy przeżywać go w świetle słów Pana: «Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny» (Łk 6, 36) – powiedział papież.

Rok Miłosierdzia rozpocznie się otwarciem Drzwi Świętych w Bazylice św. Piotra w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (8 grudnia) br. a zakończy w Niedzielę Chrystusa Króla Wszechświata – 20 listopada 2016 r. Drzwi Święte (istniejące w rzymskich Bazylikach: św. Piotra, św. Jana na Lateranie, św. Pawła za Murami i św. Matki Bożej Większej) są otwierane tylko na czas Roku Świętego, a w normalnym okresie pozostają zamurowane. Ich otwarcie (najpierw w Bazylice św. Piotra, a potem w pozostałych) wyraża symbolicznie ideę otwarcia dla wszystkich wierzących tego szczególnego przejścia na stronę zbawienia.

Natomiast oficjalne i uroczyste ogłoszenie Roku Świętego odbędzie się podczas tegorocznej Niedzieli Miłosierdzia, uroczystości wprowadzonej do Kościoła powszechnego przez św. Jana Pawła II i obchodzonej w Drugą Niedzielę Wielkanocną. Papież Franciszek, stojąc przed Drzwiami Świętymi, ogłosi w tym dniu oficjalnie bullę na Rok Święty Miłosierdzia Bożego.

W Roku Jubileuszowym nie chodzi o to, by teoretycznie rozważać co to jest miłosierdzie i je definiować, ale o to, by je przeżyć. W orędziu na Wielki Post Franciszek posługuje się obrazem Jezusa, który umywa nogi uczniom i bardzo mocno podkreśla, że to nie jest tylko przykład: ot, jednorazowo Jezus dał nam przykład umywania nóg. Tylko papież mówi, że chodzi o doświadczenie ciągłe i aktualne. Kiedy aktualnie doświadczamy miłosierdzia, wtedy możemy się nim dzielić z innymi. Ewangelizacja jest przekazem życia: co przyjąłem, przekazuję. Taka jest logika – komentuje dla KAI bp Grzegorz Ryś z Krakowa,  przewodniczący Zespołu Episkopatu Polski ds. Nowej Ewangelizacji.

Nasze dzieci na nas patrzą, kiedy mówimy o wodzie, a pijemy wino.

Nasze dzieci na nas patrzą, kiedy mówimy, że wielbimy pokój,

a potem o bzdurę kłócimy się z sąsiadem.

Nasze dzieci na nas patrzą, kiedy mówimy, że kochamy ich matkę,

a potem wrzeszczymy na nią, bo nie smakuje nam kotlet.

Nasze dzieci na nas patrzą, kiedy mówimy o ochronie środowiska,

a potem rzucamy na ziemię papierosa.

Nasze dzieci na nas patrzą, kiedy w niedzielę idziemy do kościoła,

a wracając kłócimy się o jakiś drobiazg.

Nasze dzieci na nas patrzą, kiedy mówimy, że w życiu ważna jest tylko miłość,

a potem patrzą na pornografię i pieniądze.

Nie zapominajmy o milczącym spojrzeniu naszych dzieci i o ich cichym sądzie,

który nas może ocalić od Wielu nikczemności

Pino Pellegrino

Dlaczego współcześni przeczą istnieniu piekła? Bo przeczą istnieniu grzechu. Jeśli podważamy ludzką winę, musimy też podważać prawo państwa do osądzenia winnego oraz wynikające stąd prawo do skazania go na więzienie. Skoro przeczymy suwerenności prawa, musimy też przeczyć możliwości wymierzenia kary. Skoro przeczymy suwerenności Boga, musimy przeczyć istnieniu piekła.

Podstawowym powodem dzisiejszej niewiary w piekło jest zasadnicza niewiara w wolność i odpowiedzialność. Wierzyć w istnienie piekła to wie-rzyć, że dobre i złe czyny mają różne następstwa. Dla naszego ciała nie jest obojętne, czy poimy je kawą z cykorią, czy z cykutą, i tak samo dla naszej duszy nie jest obojętne, czy poimy ją cnotą, czy występkiem.

Trudno byłoby zbudować wolny świat bez Sądu i piekła, podobnie jak trudno zbudować wolny na-ród bez sędziów i więzień. Żadne państwo ze swoją konstytucją nie przetrwałoby sześciu miesięcy, gdyby się opierało na liberalnym chrześcijaństwie, które nie traktuje poważnie słów Chrystusa: „Idź-cie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (Mt 25, 41).

Współcześni przeczą istnieniu piekła także dla-tego, że boją się własnego sumienia. Ciekawe, że ludzie święci lękają się piekła, ale mu nie przeczą, wielcy grzesznicy natomiast przeczą piekłu, ale się go nie lękają. Współczesny człowiek dostosowuje poglądy do własnego trybu życia, a nie tryb życia do poglądów. Diabeł jest najsilniejszy wtedy, gdy skłania nas do niewiary w jego istnienie. Dopóki za jego podszeptem materialiści i sceptycy przy-czepiają mu rogi i ogon i ubierają go w czerwony trykot, dopóty nie pamiętają o straszliwej prawdzie, że diabeł jest upadłym aniołem.

Współczesny człowiek, który nie żyje w zgodzie z własnym sumieniem, pragnie wiary bez krzyża, Chrystusa bez Kalwarii i królestwa Bożego bez sprawiedliwości, a w swoim kościele chciałby widzieć „wyrozumiałego księdza dziekana, który wzmianką o piekle nie urazi kulturalnych uszu”. Ci, którzy uważają siebie za chrześcijan lub którzy ograniczają chrześcijaństwo do Kazania na Górze, nie powinni zapominać, że nasz Pan zakończył to kazanie słowami:

Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. A więc: po-znacie ich po ich owocach. Nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Oj-ca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wie-lu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” (Mt 7, 19–23).

Pan powiedział również:

„Jeśli zatem twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia [wiecznego], niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie ginie i ogień nie gaśnie. Bo każdy ogniem będzie posolony (Mk 9, 43–48).

Dlaczego dusza idzie do piekła? Przyczyna jest ostatecznie jedna: dusza nie chce kochać. Nie trafia się do piekła po prostu za łamanie przykazań, bo dlaczego złamanie przykazania miałoby zasługiwać na piekło? Bóg zabrania kłamstw, zabójstw, nieuczciwości, cudzołóstwa nie dla własnej rozrywki, ale dlatego, że takie postępowanie nam szkodzi. To nie są arbitralne zakazy. Ich pogwałcenie jest sygnałem naszego sprzeciwu wobec miłości.

Boże przykazania są jak instrukcje załączone do urządzenia – jeśli się do nich nie stosujemy, urządzenie nie przyniesie nam pożytku. A skoro jesteśmy nieszczęśliwi, nie stosując się do instrukcji danych nam przez Kogoś, kto nas kocha, dla-czego zarzucamy Bogu okrucieństwo? Piekło nie jest jakąś usterką Bożej miłości. Jest stanem tych, którzy nie chcą tej miłości – ofiarowywanej przez Boga – przyjąć. Podobnie jak niebo jest niezaprzeczalnym błogosławieństwem dusz zupełnie nie-skupionych na sobie i kochających, tak piekło jest niezaprzeczalnym przekleństwem dusz całkowicie egocentrycznych lub żyjących nienawiścią. Niebo jest wspólnotą, piekło – samotnością.

Czym jest kara piekła? Ma dwojaki charakter, ponieważ odpowiada podwójnej naturze grzechu. Każdy grzech śmiertelny polega na odwróceniu się od Boga i zwróceniu się ku stworzeniom. Od-wracamy się od Boga, odczuwamy zatem brak Je-go miłości, piękna, prawdy: ponosimy karę utraty. Zwracamy się ku stworzeniom i wykorzystujemy je dla naszych grzesznych celów, karę więc wymierzają nam w jakiś sposób te właśnie stworzenia, wobec których postąpiliśmy niegodziwie. Ogień piekielny jest jednym z aspektów tej kary zmysłów.

Męka zmysłów ilustruje zasadę, że kara odpowiada winie. Kiedy złamiemy któreś prawo natury, ponosimy tego samego rodzaju konsekwencje. Przypuśćmy, że któregoś wieczoru wprawiamy się w dobry nastrój, wypijając za dużo alkoholu. Następnego dnia rano niekoniecznie budzimy się z przekroczonym stanem konta, ale na pewno odczuwamy skutki niewłaściwego podejścia do danego nam przez Boga pragnienia, a mianowicie mamy tak zwanego kaca. Alkohol jakby mówił do nas: „Bóg mnie stworzył, abyś korzystał ze mnie jako stworzenie rozumne. Tymczasem ty posłużyłeś się mną wbrew Bożemu zamysłowi. A ponieważ jestem po stronie Boga, nie po twojej, potraktuję cię źle, bo ty mnie źle potraktowałeś”.

Każda akcja wywołuje przeciwną i równorzędną reakcję. Natura nie chce nam służyć, bo my nie chcemy uznać swojego Pana. Dlatego w piekle spotkają nas różne rodzaje kary. Im gwałtowniej w życiu doczesnym opanowują duszę grzeszne przyjemności, tym dotkliwiej będzie ona cierpieć w życiu wiecznym. Nie próbujmy zamykać oczu na tę logikę ani lekceważyć Bożego autorytetu, twierdząc, że piekło nie może wyglądać tak, jak przedstawiają je niektórzy kaznodzieje. Mówię tylko: nie odrzucajmy prawdy podanej w książce z powodu kiepskich ilustracji.

Karę utraty najlepiej jest pojmować jako utratę Bożej miłości. Piekło jest stanem bez miłości, bo Bóg jest Miłością. Spójrzmy na to z trzech różnych perspektyw:

Piekło to nienawiść do tego, co kochamy. Wyobraźmy sobie marynarza dryfującego po morzu na tratwie. Marynarz kocha wodę; jest dla niej stworzony, tak jak woda jest stworzona dla niego. Marynarz wie również, że wody do picia nie powinien czerpać z morza. Lekceważy jednak głos rozsądku i w rezultacie, mając żołądek pełen wody, pragnie wody coraz bardziej; nienawidzi jej jako trucizny, a jednocześnie szaleje z pragnienia.

Dusza została stworzona, by żyć miłością Boga. Jeśli jednak skazi tę miłość grzechem, to podobnie jak ów marynarz nienawidzący wody, którą pije, dusza nienawidzi skażonej miłości, której szuka. Potem zaś zaczyna pałać nienawiścią do tego właśnie, czego pragnie: miłości Boga. Gardzi miłością, za którą tęskni i której potrzebuje. Szaleńcy szczególnie nienawidzą tych, których w momentach przytomności kochają najmocniej, a potępieni w piekle nienawidzą Boga, którego przecież powinni kochać ponad wszystko.

Dusze takie przypominają komety, które co jakiś czas zbliżają się do Słońca, ich prawdziwego centrum, lecz zaraz uciekają od światła w nieprzenikniony mrok. Potępieni chcą piekła nie dlatego, że męka sprawia im przyjemność, ale dlatego, że nie chcą Boga. Potrzebują Go, ale Go nie chcą.

Piekło jest wiekuistym samobójstwem z nienawiści do miłości. Jest nienawiścią do Boga, którego się kocha.

Piekło to stan umysłu wiekuiście rozsierdzonego na siebie z powodu zranienia miłości. Ileż to razy w życiu wypowiadamy słowa: „Jak ja siebie nienawidzę!”. Żadne zarzuty ze strony otoczenia nie mogą wówczas zwiększyć w nas poczucia winy. Sami najlepiej rozumiemy własną podłość. A za co nienawidzimy siebie najbardziej? Na pewno nie za przeoczenie cennej informacji na giełdzie. Największą nienawiść budzi w nas to, że skrzywdziliśmy kogoś, kogo kochamy. Mówimy nawet: „Nigdy sobie tego nie wybaczę”.

Podobnie jak my przez całe życie możemy nienawidzić siebie za skrzywdzenie kogoś bliskiego, tak dusze w piekle najbardziej nienawidzą siebie za zranienie doskonałej Miłości. Nie mogą sobie tego wybaczyć, dlatego piekło jest dla nich wieczne: jest wiekuistym, narzuconym sobie przez nie brakiem przebaczenia. Nie chodzi o to, że Bóg by im nie przebaczył – to one sobie nie przebaczą. Ludzie ci na ziemi byli egoistyczni, nie potrafili okazać miłości. W piekle ich egoizm zostaje do-pełniony i utrwalony na wieczność. Jest to stan nieuleczalnie obłąkanych, którzy nienawidzą siebie za nienawiść do Lekarza ich dusz – stan, kiedy umysł zwraca się przeciwko sobie, ponieważ od-wrócił się od Boga.

Jakże często na tym świecie widok moralnego piękna wywołuje oburzenie! Każdy niegodziwiec chce zmieniać wartości. Jeśli jeden dobry chłopiec znajdzie się między takimi, którzy spędzają czas na drobnych kradzieżach i wybijaniu szyb w oknach, można się spodziewać, że cała banda zwróci się przeciwko niemu, wyszydzi jego zasady, nazwie go tchórzem, maminsynkiem. Takie samo nastawienie mają dorośli. Kiedy profesor atakuje moralność i kpi z religii wobec uczniów, można być niemal pewnym, że ów człowiek prowadzi niemoralne życie.

Dobroć jest dla takich ludzi niewygodna: woleliby, żeby wszyscy byli podobni do nich, bo wtedy nikt nie mógłby niepokoić ich sumienia. Bunt przeciwko dobroci i prawdzie to podstawowa przyczyna prześladowania i wyszydzania wiary. A skoro taka deprawacja dusz jest możliwa na ziemi, dlaczego nie miałaby być możliwa w wieczności? Miłość nadal będzie tam nienawidzona, bo nienawiść nie ma z miłością nic wspólnego. Stracone dusze odrzucają jedyne lekarstwo, które mogłoby im pomóc: miłość do Kogoś poza sobą.

Piekło to uległość wobec Miłości ze względu na sprawiedliwość. Jesteśmy wolni na tym świecie. Nie można nas zmusić do kochania Boga, tak samo jak nie można nas zmusić, byśmy przepadali za swingiem, antykami, oliwkami czy Bachem. Przymus i miłość to przeciwieństwa. Miłość i wolność to korelaty.

Kiedy przychodzimy na świat, Bóg mówi każdemu z nas: „Proszę, byś Mnie kochał z wolnej woli i w ten sposób zyskał doskonałość”. Przypuśćmy, że z wolnej woli odpowiadamy: „Nie – nie chcę kochać prawdy, sprawiedliwości, piękna ani bliźnich. Będę kochać błąd, zepsucie i brzydotę”. Potem w takim stanie umieramy. Nie uciekniemy jednak przed Bożą miłością, którą potraktowaliśmy nikczemnie, podobnie jak zdrajca nie ucieknie przed ojczyzną, której miłością wzgardził.

Albo posiądziemy miłość, albo miłość posiądzie nas. Zgodnie z Bożym zamysłem mąż i żona mają posiąść miłość w małżeństwie, lecz ich związek może ulec takiemu wypaczeniu, że ostatecznie miłość zapanuje nad nimi. Zdarza się na przykład, że żona wykorzystuje kochającego męża, by spełniał jej zachcianki, albo z powodu swojej zazdrości lub egoizmu. Często żona trwa do końca przy mężu alkoholiku lub darmozjadzie. Ci dwoje nie kochają się w sposób wolny, ale ze względu na sprawiedliwość, na złożoną przysięgę, są zmuszeni do miłości, dopóki śmierć ich nie rozłączy. Wymuszona miłość to piekło.

Stracone dusze mogły kochać Boga z wolnej woli, wybrały jednak bunt przeciwko tej miłości, a zatem podlegają Bożej sprawiedliwości, podobnie jak przestępca niewykazujący się miłością do własnego kraju podlega jego sprawiedliwości. Dusze nie posiadły miłości, miłość je posiadła. Sprawiedliwość zmusza je do kochania Boga, to znaczy do poddania się Bożemu porządkowi, ale wymuszona miłość jest własnym zaprzeczeniem. Jest piekłem! Piekło to stan, w którym Miłość posiadła nas ze względu na sprawiedliwość, my natomiast nie posiedliśmy miłości.

Nie myślmy, że piekło kiedyś się skończy, że potępieni też wejdą do nieba. Gdyby dusza z piekła trafiła do nieba, niebo byłoby dla niej piekłem. Wyobraźmy sobie, że nienawidzimy matematyki wyższej, tymczasem gazety zamieszczają same logarytmy, spotkani przez nas ludzie rozmawiają tylko o równaniach różniczkowych, wszystkie audycje w radio są poświęcone teorii względności, a każda książka, po którą sięgamy, mówi, jak odczytywać wskaźniki. Po pewnym czasie matematyka doprowadziłaby nas do szału! Otóż dusze w piekle nienawidzą Życia, Prawdy i Miłości – czyli Boga – i gdyby musiały żyć z tym, czego tak głęboko nienawidzą, Bóg byłby dla nich straszliwą karą, bardziej niż dla nas matematyka. Niebo byłoby dla nich piekłem.

Piekło musi być wieczne. Czego życie nie może wybaczyć? Śmierci, bo śmierć jest zaprzeczeniem życia. Czego nie może wybaczyć prawda? Kłamstwa, swojego zaprzeczenia. Czego nie może wybaczyć miłość? Tego, że się ją odrzuca, bo nienawiść byłaby jej zniszczeniem i unicestwieniem. Właśnie dlatego piekło jest wieczne: jest zaprzeczeniem Miłości.

Nie wszystko dobrze się kończy. Nie można wiązać swojego zbawienia ze spełnianiem woli Bożej, a po chwili twierdzić, że spełnianie woli Bożej jest w gruncie rzeczy nieistotne. Czy tego chcemy, czy nie chcemy, nasuwa się ostatni obraz ludzkości: boski Sędzia pośrodku, owce po prawej stronie idące do nieba, kozły po lewej idące do piekła. Gdzie drzewo upadnie, tam leży (por. Koh 11, 3).

Ktoś zapyta: „Jak Bóg może być aż tak okrutny, by posyłać dusze do piekła?”. To nie Bóg skazuje nas na piekło, to my sami siebie skazujemy. Otwórz klatkę, a ptak uleci do tego, co pokochał. Kiedy umiera ciało, dusza ulatuje albo w wiekuistą miłość do Boga, albo w nienawiść do Niego.

Bóg nie jest inaczej usposobiony do tych, którzy idą do nieba, a inaczej do tych, którzy idą do piekła. Różnica tkwi w nas, nie w Nim. Przypisujemy Bogu gniew i zapalczywość tylko dlatego, że odczuwamy Jego sprawiedliwość jako gniew. Każdy przestęp-ca myśli, że sędzia się na niego uwziął, a przecież gdyby był niewinny, ten sam sędzia sprawiedliwie puściłby go wolno – i wtedy wydałby mu się życzliwy. Kiedy słońce pada na wosk, rozpuszcza go, a kiedy pada na błoto, utwardza je, ale zawsze jest tym samym słońcem. Tak i Bóg nie rozróżnia, czy sądzi dobrych, czy złych: różnica jest w nas, poddanych Jego osądowi.

Musimy więc się oduczyć myślenia, że Bóg się na nas złości, kiedy wyrządzamy sobie krzywdę. Bóg nigdy się na nas nie obraża z powodu naszych grzechów obróconych przeciw Niemu, bo nie jest ziemskim monarchą wymagającym posłuszeństwa. Obrażamy Go jedynie wtedy, gdy czynimy coś wbrew własnemu dobru – kiedy krzywdzimy samych siebie. Życie jest ważne. Wystarczy sekunda, by przez nieuwagę stracić nogę, ale noga prze-padnie już na zawsze. Wystarczy życie, by popełnić grzech, ale niebo można wówczas stracić na wieczność. Bóg rzeczywiście jest kochającym Ojcem i przyjmuje nas z powrotem, tak jak przyjął syna marnotrawnego – pod jednym warunkiem: że okazujemy skruchę.

Piekło leży u stóp Kalwarii i nikt nie może do niego zejść, nie przechodząc najpierw przez wzgórze, na którym tronuje Bóg-Człowiek z rękami wyciągniętymi do uścisku, z głową schyloną do pocałunku i sercem otwartym do kochania. Nietrudno jest mi zrozumieć, że Bóg mógł przygotować piekło dla tych, którzy za nienawiść do Niego chcą wiekuiście nienawidzić siebie. Trudno natomiast mi zrozumieć, dlaczego ten sam Bóg umarł na krzyżu, żeby mnie niegodnego wybawić od piekła, na które przez swoje grzechy tak bardzo zasługuję.

Tekst pochodzi z książki Abp. Fultona Sheena „Stworzeni do szczęścia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Esprit.

Święta Rita z Cascia (1381 – 1457)

Patronka spraw trudnych i beznadziejnych

w.rita3Wszystko w życiu świętej Rity jest nadzwyczajne, od Jej niezwykłego poczęcia, przypominającego historię św. Jana Chrzciciela, aż do niezwykłych łask, jakie otrzymywała dla tych, którzy ją usilnie o to prosili. Dary te wysłużyły Jej miano orędowniczki w „sprawach trudnych i beznadziejnych”. Zanim wstąpiła do klasztoru była ŻONĄ i MATKĄ, dlatego wzywają Jej wstawiennictwa zarówno ojcowie i matki rodzin, jak i zakonnicy i zakonnice.

Święta Rita była jedynym dzieckiem uproszonym u Boga przez rodziców. Amanta jej matka zestarzała się i straciła już nadzieję, że będzie miała potomstwo i właśnie wtedy usłyszała szum wiatru, a potem głos, który wyszeptał: „Nie lękaj się Amanto. Urodzisz dziewczynkę. Antoni i ty będziecie ją bardzo kochać, ale Pan ukocha ją jeszcze bardziej. Nazwiesz ją Rita, ku czci świętej Margarity. To zdrobnienie imienia, lecz stanie się dzięki niej wielkie” Słowo Margarita znaczy po łacinie perła. Rzeczywiście dziecko to stało się perłą Kościoła. Święta Rita jest jedną z najbardziej popularnych świętych na świecie.

W wieku dorastania kiełkowała w świętej Ricie myśl o życiu zakonnym i poświęceniu życia na kontemplowanie Męki Zbawiciela. Jednak rodzice jej mieli odmienne plany. Chcieli, aby wyszła za mąż i na życzenie swoich rodziców, Rita wyszła za Paolo (Pawła de Ferdinanda). Związek ten był jednak bardzo nieudany. Porywczy, brutalny mąż, który miał opinię pijaka i lubiącego uciechy, był powodem wielu jej dramatów. Po ślubie, po upływie zaledwie kilku tygodni miodowego miesiąca, w zachowaniu męża, wzięła górę jego natura. Na nowo odżyły ambicje, urazy, złe humory, wybuchy złości. Robił w domu awantury, krzyczał, nawet bił. Wiele wtedy przeżyła, niejedną nieprzespaną noc przepłakała.

Na początku Rita buntowała się. Robiła mu wymówki, wyrzucała mu, że nie troszczy się o rodzinę. Chciała go przekonać, nawrócić, zmienić. Ale z czasem Jezus pozwolił Ricie zrozumieć, że w ten sposób daje jej udział w swoim krzyżu i oczekuje od niej tym większej miłości. To ona sama musiała się zmienić, zdobyć się na cierpliwość, wyrozumiałość, łagodność, pokorę, przebaczenie. Nieustannie klęcząc na kolanach i patrząc na krzyż Jezusa uczyła się, jak ma odpowiadać na wszystko miłością. Rita znosiła więc dla Jezusa swój los z anielską cierpliwością. W milczeniu cierpiała i nigdy nie wyzbyła się swej łagodności. Była tak łagodna, że sąsiadki, które dobrze zdawały sobie sprawę z jej sytuacji nazwały ją NIEWIASTĄ BEZ URAZY. Rita ofiarowywała swe cierpienia za nawrócenie męża. Dorzucała do nich umartwienia wszelkich rodzajów, również częste posty. Jezus powoli przemienił serce Fernanda. W domu zagościł pokój i szczęście, ale nie na długo.

Mąż Rity zginął zabity w porachunkach wendety. W ciemnościach nocy dosięgły go sztylety jego wrogów. Małżeństwo Rity trwało 18 lat.

Rita była matką dwóch synów, z którymi miała kłopoty wychowawcze. Zawsze najbardziej martwił ją wpływ męża na synów i zły przykład, który im dawał na co dzień. Synowie podobni byli do ojca, tak samo porywczy, gwałtowni i niecierpliwi, skłonni do bójki z byle powodu. Bojąc się, by nie kontynuowali zemsty, prosiła Boga, aby raczej zabrał ich ze świata niż mieliby stać się zabójcami. Bóg wysłuchał tej prośby. Obaj młodzieńcy zmarli podczas epidemii wolni od nienawiści i pojednani z Bogiem. Bóg zabrał wszystko co łączyło Ritę z życiem na świecie, by uczynić ją wolną dla siebie.

Rita jako trzydziestokilkuletnia wdowa wstąpiła do zakonu augustianek, które miały swój klasztor w Cascia. Ponieważ była analfabetką, została przyjęta do sióstr „konwersek”, które były przeznaczone do codziennej posługi w klasztorze. Z całą radością z miłości dla Oblubieńca spełniała najniższe posługi w klasztorze. Często w ciągu dnia i nocy całowała z miłością obrączkę zakonną, która symbolizowała jej mistyczne zaślubiny z Jezusem. Miała szczególne nabożeństwo do Bożej męki. Widziano ją nieraz, jak leżała krzyżem, zalana łzami. Kiedy pewnego dnia kaznodzieja miał kazanie o męce Pańskiej, prosiła gorąco Jezusa, by dał jej zakosztować męki chociaż jednego ciernia, który ranił Jego przenajświętszą głowę. Została wysłuchana. W czasie modlitwy poczuła nagle w głowie silne ukłucie. Na tym miejscu wytworzyła się bolesna rana, która zadawała jej nieznośne cierpienia przez 15 lat, aż do śmierci. Aby jednak uniknąć sensacji, Rita prosiła Chrystusa, by rana była ukryta, ale by pozostały cierpienia. Tak się też stało. Rita odznaczała się posłuszeństwem, duchem modlitwy i cierpliwości. Będąc prostą i niewykształconą osobą, osiągnęła szczyty kontemplacji. Zmarła na gruźlicę 22 maja 1457r. w Cascii. Tam spoczywa jej ciało nienaruszone do dziś. Sanktuarium Świętej, obejmujące jej rodzinny dom w Rocca Porena oraz klasztor i kościół w Cascii, w którym została pochowana, jest miejscem tłumnych pielgrzymek. Sława świętości zaczęła ściągać do grobu Rity wielu pielgrzymów. Przy jej grobie działy się nadzwyczajne rzeczy, które sławą napełniły tamtejszy klasztor. Kiedy ciało Rity umieszczono w cyprysowej trumnie, po kilku latach wybuchł w kościele gwałtowny pożar. Mimo że spalił się cały kościół, trumna pozostała nietknięta. Zaczęły mnożyć się wizerunki i modlitwy do służebnicy Bożej. Papież Urban VIII w roku 1628 zatwierdził jej kult. Jednak jej uroczysta kanonizacja odbyła się dopiero w roku 1900. Dokonał jej papież Leon XIII, nazywając św. Ritę „drogocenną perłą Umbrii”. Św. Rita jest patronką w sprawach trudnych i beznadziejnych. Jest opiekunką wielu dzieł charytatywnych i bractw. W ikonografii Święta przedstawiana jest w stroju zakonnym – w czarnym habicie i w białym welonie, z cierniem na czole. Jej atrybutami są: dwoje dzieci, krucyfiks, cierń, figa, pszczoły, róża.

Modlitwa do Św. Rity

Boże, Ty w swej miłości i dobroci pozwalasz Św. Ricie wstawiać się za nami w najtrudniejszych sytuacjach naszego życia. Przed Tobą klękam Najlepszy Ojcze będąc w takiej sytuacji i wraz ze św. Ritą proszę o Twoją łaskę.

Święta Rito, w czasie ziemskiego życia poznałaś czym jest cierpienie, trud i ciężar trosk. Wiesz jak trudno jest nieść codzienny krzyż odpowiedzialności, obawy o najbliższych, niezrozumienia i samotności. Dlatego proś ze mną św. Rito o siłę do dźwigania mego krzyża z Chrystusem. A jeśli taka jest Wola Boża, wybłagaj mi łaskę, o którą dzisiaj szczególnie proszę, abym Tobie dziękując i Ciebie chwaląc, wraz z Tobą wielbił(a) nieskończone miłosierdzie Boga. Amen.

Oprac.: Halina Makowej

Ponadto warto przeczytać artykuły: